Ostatnimi czasy Joanna Chmielewska pisała ciut słabiej, jednak ta książka wydaje się jej powrotem do najlepszej formy! Jestem zdecydowanie zadowolony z lektury. Chwyciłem ją około 19 i skończyłem przed chwilką, mając po drodze tylko przerwę na robienie kanapek… o których przypomniałem sobie dzięki lekturze. Jestem bardzo zadowolony.
Ze swojej strony mogę ją gorąco polecić. Stara, dobra Chmielewska w bardzo dobrym wydaniu! Były momenty, w których prawie turlałem się ze śmiechu. Opisy fotograficznego dzieła o śladach zwierzyny, czy teksty o bezrobociu polegającym na tym, "że u nas nie ma ludzi do roboty" rozwalały mnie na drobne fragmenty. Ale rozmowy pana policjanta z Joanną i znajomymi biły wszystko na głowę. Poniżej fragmencik (z pominiętymi opisami, by nie odbierać innym przyjemności z czytania)
– Jeździ Pani konno?
– Jeżdżę
– Ustawicznie? Zawodowo?
– Tak
– Jako dżokej?
– Nie
– Nie? To jako co?
– Jako jeździec
– Jeździec… Na wyścigach?
– Nie
– A gdzie?
– Na pokazach
– Na jakich pokazach?
– Ogólnie, możliwości konia wierzchowego.
(…)
– Po co pani była u weterynarza?
– Chciałam się poradzić.
– W jakiej sprawie.
– Zdrowotnej
– Pani się leczy u weterynarza?
– Ja nie. Koń.
– Może pani trochę ściślej i szczegółowo?
– (…) Chce pan szczegóły fizjologii konia? Mogę dać Panu podręcznik.
Tym razem Joanna zostaje zamieszana w przemyt narkotyków i produkcję fałszywych pieniędzy. Na dodatek okazuje się, że zamieszana jest nie prawdziwa Joanna a jej synowa, która wskutek niezwykłego zbiegu okoliczności ma identyczne inicjały imienia i nazwiska. Obie panie ściga nie tylko polska policja ale także międzynarodowi handlarze narkotykami i rodzimi fałszerze pieniędzy.
Akcja powieści toczy się, pomijając ważne retrospekcje, współcześnie, w środowisku znawców, producentów i kolekcjonerów bursztynu. Joanna wpada na trop afery kryminalnej związanej z pięknym okazem jantaru, w którym tkwi tytułowa złota mucha. Z klejnotem łączy się mroczna sprawa zabójstwa sprzed lat. Bohaterka postanawha wyjaśnić, co się kiedyś stało na wybrzeżu Morza Bałtyckiego, tuż obok rosyjskiej granicy. W rezultacie wędruje przez rybackie wioski, Gdańsk i Warszawę tropiąc po swojemu złoczyńców.
Moi, vous me connaissez ! Je ne m’embarrasse pas de préjugés.
Je connais des esprits chagrins qui me diront : « Dans un sous-marin, ça se passe pas comme ça ». Je répondrai à ces pisse-froid que, dans mon sous-marin à moi, ça se passe comme ça. La preuve, j’y étais !
Je connais aussi des esprits non moins chagrins qui me diront : « Au pôle sud, ça se passe pas comme ça ». Je répondrai à ces autres pisse-froid que, dans mon pôle sud à moi, ça se comme ça. La preuve, c’est que nous y étions, Béru et moi !
Allez lui demander, vous verrez ce qu’il vous répondra.
Mais, de toute façon, pour les incrédules et le ci-dessus mentionnés : Zéro pour la question !
Moi, vous me connaissez ! Je ne m’embarrasse pas de préjugés.
Je connais des esprits chagrins qui me diront : « Dans un sous-marin, ça se passe pas comme ça ». Je répondrai à ces pisse-froid que, dans mon sous-marin à moi, ça se passe comme ça. La preuve, j’y étais !
Je connais aussi des esprits non moins chagrins qui me diront : « Au pôle sud, ça se passe pas comme ça ». Je répondrai à ces autres pisse-froid que, dans mon pôle sud à moi, ça se comme ça. La preuve, c’est que nous y étions, Béru et moi !
Allez lui demander, vous verrez ce qu’il vous répondra.
Mais, de toute façon, pour les incrédules et le ci-dessus mentionnés : Zéro pour la question !